Jeden z łódzkich murali zainspirował mnie do bardzo prostej zabawy, która doskonale wpisuje się w moje poglądy na życie. Marzenia to plany bez terminu realizacji. Wystarczy zmienić „kwalifikację czynu”, żeby stały się całkiem realne. A jeśli dodać do tego jeszcze prawo przyciągania, które zakłada, że nasza podświadomość posiada moc kreowania zdarzeń, o których rozmyślamy – sukces jest na wyciągnięcie ręki!
Co musicie zrobić? Zastanówcie się, jakich pięć (bo pięć kropek na tym muralu 🙂 ) lokalizacji jest dla Was względnie realnych w tym roku. Nie wyskakujcie od razu z celami wymagającymi sporych nakładów finansowych lub kilku tygodni urlopu (czyli mój trekking w Himalajach nie znajdzie się na tej liście, a Wy raczej podarujcie sobie tym razem Nową Zelandię i Seszele). Sięgnijmy po punkty z zasobów możliwości, a nie marzeń najwyższych lotów. U mnie te kropki na 2017 rok wyglądać będą tak:
1. Holandia (ZALICZONA!)
2. Finlandia (UDAŁO SIĘ!)
3. Rumunia lub Norwegia samochodem Nadwyrężyłam budżet ponadplanowymi Litwą i Łotwą – a więc to one są trzecią kropką.
4. Kaszuby Ze względu na okoliczności zamieniłam na Puszczę Białowieską, żeby Miłosz zdążył ją zobaczyć.
5. Karpacz, Skalne Miasto, Wodospad Kamieńczyka, Wałbrzych
Gorąco Was zachęcam, zróbcie sobie taką listę. Wydrukujcie ją sobie i przypnijcie na lodówce. A żeby była jeszcze bardziej wiążąca, proponuję, żebyście albo wypisali swoją magiczną piątkę w komentarzach pod tym postem, albo na moim fanpage’u. Dlaczego? Bo wtedy deklaracja staje się publiczna i trochę głupio by było się nie wywiązać. Poza tym może się okazać, że jest tu ktoś, kto ma podobne marzenia/plany i będziecie mogli połączyć siły. Warto! Gwarantuję Wam ogromną satysfakcję i dobre wspomnienia, kiedy uda Wam się zrealizować punkty z listy. Odważcie się po prostu 🙂
Świetana gra, biorę w niej udział!
Moje kropki:)))
1. Warmia i Mazury (zawsze marzyłam i zawsze odkładałam)
2. Nowy Sącz,Stary Sącz, Krynica Zdrój, Muszyna, Piwniczna, Poprad- Termy Aquacity
Pozostałe 3 kropki jeszcze się wałkują i klarują, będę uzupełniać :)))
Czekam i będę pilnować porządku 😀 Mazury to dla mnie Malbork, który koniecznie chcę zobaczyć. No i urzekało mnie brodzenie w błocie po lasach, w których pełno ptactwa. Same jeziora jakoś mniej. Warto pojechać, chociaż masz kawał drogi…
Malbork i Trójmiasto przedeptałam w pazdzierniku, ależ była pogoda, prawie wszystkie możliwe kombinacje w klimacie umiarkowanym hihi.
Jeziora pociągają mnie w jakiś taki tęskno-wspomnieniowy sposób (dziwne określenie, ale chyba rozumiesz). Tęsknię za wspomnieniami i utraconym jednym trampkiem, został mi się drugi, jedynie i li! Druga kończyna boso wracała do domu.Oj historie…
Mam kropkę nr 3 – Toruń.
Pozostałe;4 i 5 to już jakieś wypady urlopowe, ale miejsca jeszcze nie wybrane. Chyba na żywioł :))))
Ps. Nooo, kawał drogi ponad 700km do Morąga, gdzie chcemy rozpocząć przygodę.
Ja z Mazur pamiętam, jak kolega złowił mnie na spinning – wszystkie trzy haki wielkiej przynęty wbiły mi się w udo i mieliśmy kurs na pogotowie, chyba w Biskupcu. I ten mikrozawał serca, kiedy ktoś krzyknął „uważaj, rak!” podczas mojego wskakiwania do wody. Uciekł mi wprost spod stóp 😀 Toruń mam z tyłu głowy, ale zniechęca mnie wizja jazdy przez kilka godzin z jednostajnie płaskim krajobrazem 😉
Dołączam:
1. Katowice
2. Płock
3. Siedlce
4. Puławy
5. Janów Lub. i Lasy Janowskie
Bo:
1. Przekorna eskapada rocznicowa z małżonką (Wenecja czy Kazimierz Dolny – oklepane)
2. Bo nie byłem.
3. Bo bylem dawno i El Greco.
4. Wspominkowa podróż urodzinowa z mamą.
5. Z dziećmi dla relaksu.
PS Nie wszystkie Tomasze to orkany, a małżonka moja nazywa się … Agnieszka.
Bardzo fajne kropki! Zwłaszcza Puławy wołają mnie od dłuższego czasu. Tyle miejsc do zobaczenia, tak mało czasu… A Tomasz to piękne imię, jeśli noszone przez dobrego człowieka. Pozdrowienia dla małżonki! 🙂
Zrealizowana pierwsza kropka. Katowice.
Po drodze kilka „piętnastominutowych” eksploracji – Iłża, Miechów, Ojcowski Park Narodowy, Olkusz, Pustynia Błędowska. (Nie udało się zobaczyć sosny na szczudłach – wybraliśmy inną trasę, ale co się odwlecze …)
Katowice pełne pozytywów. Na pewno nie są takie jak je stereotypowo widzimy. Mają nawet czyste powietrze !
Powrót też z wizytami w różnych miejscach. Oświęcim. Odczucia podobne do Twoich. Nie wysiadaliśmy nawet z samochodu. Niepojęta dla mnie jest komercjalizacja tego miejsca. Potem Wadowice. Obowiązkowe kremówki, zresztą bardzo smaczne. I Lanckorona !!! Fantastyczna miejscowość, wspaniale położona na południowym zboczu wzgórza, no i Rynek !!! Drewniane chatki wokół pochyło położonego placu. Jedno z bardziej klimatycznych miejsc jakie znam.
P.S.
Zmiany w kropkach:
2. Raczej bez Płocka – w zamian coś wymyślę.
5. Zamiast Janowa i okolic – pogranicze mazowiecko- świętokrzyskie, z bazą koło Szydłowca.
Pozdrawiam.
Tomasz Kloc
No i pięknie 🙂 Iłża bardzo mi się podobała, zresztą Katowice też. W ogóle nie są takie, jak nam się wydaje. Dla mnie centrum Katowic to taki nowocześniejszy Kraków. O Lancokoronie słyszałam, ale nigdy nie dotarłam. Skoro rekomendujesz, to się skuszę 🙂
Służę pomocą przy realizacji piątej kropki 🙂
Serdeczności spod Kielc!
Skończyły się wakacje – pora podsumowań. (aczkolwiek to jeszcze nie koniec podróży, chyba … )
1. j.w.
2. Zamiast Płocka wymyśliłem Bratysławę i Wiedeń. A co, taka zamiana ! Prawdę powiedziawszy, nie chciało mi się kolejnego wielkiego miasta w tej części Europy, szczególnie po tłumach w Pradze i Budapeszcie w ubiegłym roku, ale córka się uparła. I bardzo dobrze !!! W Wiedniu jest po prostu wiele więcej możliwości, mimo tłumów, oczywiście, także. Z ciekawszych miejsc, które udało nam się zobaczyć:
– Donauturm / Wieża Dunajska – fantastyczna panorama Wiednia i okolic, obracająca się restauracja
– Kunsthistorisches Museum / Muzeum Historii Sztuki – malarstwo robiące wrażenie nawet na laiku, którym jestem, zbiory egipskie; naprawdę warto
– Mariahilfer Straße – handlowa ulica w centrum Wiednia, raj dla piętnastolatki z oszczędnościami w portfelu
– Innere Stadt czyli samo centrum, pełne turystów, ale wystarczy zboczyć dosłownie o kilkadziesiąt metrów od utartych ścieżek i robi się … pusto.
Bratysława była naszą bazą wypadową (koszty !), lecz jest tu także parę fajnych miejsc – zamek, stare miasto, most.
3. Siedlce. W każdym mieście coś jest, co potrafię dojrzeć i sobie przyswoić. W Siedlcach było to Nic. Nie jest to żadne oskarżenie, ale Siedlce po prostu są jakie są. Zazwyczaj są w Warszawie, w pracy. (to też żaden zarzut – po prostu tak to widziałem). A muzeum z El Greco było już nieczynne.
O reszcie wypraw innym razem.
Pozdrawiam
2. Byłam w Wiedniu dwa razy jako nastolatka i wspominam bez sentymentu. Że nudny, uporządkowany i pompatyczny. Czyli jednak wcale nie? Powinnam się z nim przeprosić i spojrzeć dojrzałym okiem?
3. Mam zaproszeniem do Siedlec. Bo takiej rekomendacji… muszę się koniecznie wybrać! Żeby poszukać jakiegokolwiek „czegoś”. Ja taki efekt „Nic” miałam w Suwałkach.
2. Z Wiedniem trzeba koniecznie się przeprosić. Zdecydowanie rekomenduję. Nie przepadam za dużymi miastami, gwarem, hałasem, tłumami – ale Wiedeń jest jakiś inny, mimo, że jest totalnym przykładem miasta przemysłu turystycznego. Jadę, a właściwie lecę, tam znów w listopadzie z małżonką na urodzinowy apfelstrudel lub sachertorte na wieży Donauturm.
3. Siedlce oczywiście także polecam, bo po prostu są.
A do Suwałk to ja wybieram się już od dawna, ale zawsze jest to bardzo nie po drodze. Brakuje mi ich, i jeszcze tylko Łomży, Płocka, Włocławka i Kalisza, do kompletu 49 byłych miast wojewódzkich. Taki tam osobisty projekt turystyczny.
Pozdrowienia ze Wschodu.
Ciąg dalszy.
4. Niestety nie Puławy. Zamiast – pogranicze powiatów chełmskiego i zamojskiego. Mimo, że blisko, to rzadko. Więc z okazji …
Pagórki Skierbieszowskiego Parku Krajobrazowego urocze, puste z widokami po horyzont.
Wojsławice = Klimat. Kościół, cerkiew, synagoga. I do tego całkiem nowy ratusz, mała kopia tego sławniejszego z Zamościa.
Krasnystaw. Miejsce urodzenia mojej mamy ( i żony, i dzieci). Nieduże miasto nad dużą rzeką. Park-Rynek z ratuszem, wąskie uliczki centrum. Czuć kresowy klimacik.
5. Północnoświętokrzysko-południowomazowiecka eskapada z Łodzią na dodatek.
Ujazd – mi się podobał, ale bez uniesień. Kilka podobnych widziałem za naszą południową granicą. W sumie jednak bardzo pozytywne wrażenia.
Raków. Takie miejsca lubię. Niby nic tam nie ma, ale czuję się tam rewelacyjnie. Cisza. Stare domy. Jakieś kościoły. Jakaś przeszłość. Super miejsce !
Święty Krzyż. Przemysł turystyczny. Nie lubię, ale takie czasy. Fajne widoki.
Dąb Bartek. Tutaj wręcz spodziewałem się przemysłu turystycznego, a tu niespodzianka. Cisza, spokój, ludzi mało, można było pokontemplować i porobić zdjęcia bez tłumów w obiektywie.
Szydłowiec. Kolejna niespodzianka. Super miasteczko ze zdecydowanie moim klimatem. Pyszne lody w Rynku.
Łódź. (???) Piotrkowska OK. Tuwim i inni OK. Murale OK.
Lubię jak się stare i zniszczone miesza z nowym, i tu to jest. Ale nie wiem. Nie umiem zdefiniować sobie tego miasta. To nie Kraków, ani Wrocław, ani nic tego typu. Taka jakaś rozpierducha i nieład jakby. Ale coś tam jest. Niestety na razie nie wiem co. Chyba do poprawki kiedyś znów.
To ciągle jeszcze nie koniec, mimo, że lista zamknięta.
Pozdrawiam
Tomasz Kloc
Kropkę nr 4 kradnę. Wybierzemy się Waszymi śladami. Właśnie takiej kresowości mi potrzeba 🙂
5. Ujazd jest głośno promowany, jako najbardziej spektakularny, wielki i niesamowity. Człowiek nastawia się na coś niesamowitego i dostaje po prostu – ruiny. My ten zamek lubimy, ale znacznie lepiej wspominam na przykład taki sobie malutki Bodzentyn, o którym nikt nie mówi. Trafiłam przypadkiem, był dla mnie niespodzianką. Nawet nie wiedziałam, że istnieje. Przez Raków niedawno przejeżdżałam, wieczorową porą. Chyba pierwszy raz w życiu. Sprawdzę jeszcze raz, bo w ogóle nie pamiętam, jak wyglądał. Świętego Krzyża świetokrzyscy (nomen omen) podróżnicy zwykle nie lubią. Pasmo łysogórskie cieszy oczy, to piękne strony. Ale wspinanie się na Łysą Górę jest jeszcze mniej przyjemne niż łażenie po najbardziej popularnych szlakach w Tatrach. Łysica jest lepsza, ale tylko na tygodniu i nie w wakacje. Za to Szydłowiec rozczarował mnie strasznie, kiedy zabrałam tam Finów. Była Wielkanoc, wszystko pozamykane, żywej duszy, zimno, wiało okrutnie i zaczął sypać śnieg. Spędziliśmy tam może z 10 minut i daliśmy sobie spokój.
Z Łodzią mamy podobnie. To miasto jest „jakieś”, cudownie chaotyczne. Stare, nowe, zniszczone, szare, bure i kolorowe. Nie wiem, czy chcę tam pojechać jeszcze raz. Podoba mi się właśnie takie wrażenie i nie chcę go sobie psuć. Jeśli się Łodzi nauczę, przestanie być taka „inna” 🙂
U mnie jeszcze dalej dwie kropki czekają. Pogoda utrudnia realizację, czas goni… Czekam na następne meldunki!
I pozdrawiam 🙂
Kropkę czwartą proszę kraść, ale w zamian za relację !!!