Cudze chwalicie, swego nie znacie. Po minionym weekendzie ta maksyma nabrała dla mnie większego znaczenia, bo choć jestem piewcą urody mojego województwa, to jednak dalej ma ono przede mną tajemnice. Do tego, by je odkryć potrzebna mi była Kasia, mama Asi. Kasia i jej córka mieszkają w Sosnowcu, skąd regularnie ruszają na wyprawy, tak jak my. Poznałyśmy się przypadkiem na facebookowej grupie. Kasia i Asia zdecydowały się przyjechać w nasze góry świętokrzyskie.
Dziewczyny dotarły w piątek wieczorem. W sobotę rano rozpoczęliśmy wojaże. Miłosz zachwycony, że w składzie wyprawy jest jeszcze jedno dziecko. A Asia, jak prawdziwa starsza siostra go pilnowała, strofowała i zachwycała mnie swoją odpowiedzialnością i opanowaniem. Dzięki niej też dla mnie ten weekend był łatwiejszy, bo mały pozwalał mi względnie spokojnie cieszyć się tym, co widzę.
Na pierwszy ogień poszedł klasyk gatunku, czyli zamek Krzyżtopór w Ujeździe. Tutaj za wejście trzeba było zapłacić (bilet normalny poza sezonem to 8, a ulgowy 5 zł. Dzieci do lat 6 wchodzą za darmo). Gmaszysko pochodzi z pierwszej połowy XVII wieku. Znajduje się w stanie ruiny – wnętrze jest surowe, w wielu „komnatach” brakuje sufitu. Jedna z legend mówi, że Krzyżtopór został zaprojektowany w zgodzie z kalendarzem. Miał mieć 365 okien, 52 pokoje (tyle, ile tygodni w roku), 12 wielkich sal (odpowiadających liczbie miesięcy) oraz cztery narożne baszty, które miały symbolizować kwartały. Krzyżtopór był największym obiektem pałacowym w Europie do 1682 roku (wtedy wyprzedził go Wersal). W zeszłym roku dreptałam po ruinach zamku dwukrotnie – raz wracając z przyjaciółką Iwoną z Zamościa, drugi raz z Miłoszem, kiedy oprowadzaliśmy Ivana – Czecha z Couchsurfingu. Mimo to Krzyżtopór nadal robi na mnie duże wrażenie. A Miłosz uwielbia chodzić ze mną po jego podziemiach. Bawimy się wtedy, że jesteśmy w labiryncie i musimy znaleźć wyjście. To on jest kierownikiem tej ekspedycji i wygląda wtedy jak Indiana Jones na tropie przygody 😀
Z Krzyżtoporu ruszamy w stronę miasteczka przecudnej urody – Sandomierza. Byłam tam nie raz, sama i z Miłoszem. Zawsze, niezależnie od pogody wygląda malowniczo i sprawia, że czuję się wyciszona i zrelaksowana. Rynek, uliczki z zabytkowymi kamienicami i ścieżki spacerowe wśród zielonych terenów i wzdłuż Wisły zapewniają efekt slow: tracimy ochotę do tego, żeby się spieszyć, zaczynamy cieszyć się tu i teraz. W Sandomierzu koniecznie zobaczyć trzeba Bramę Opatowską (kojarzy mi się z Bramą Wysoką w Olsztynie).
Poza tym rynek, Bulwar Piłsudskiego. Dla miłośników obiektów sakralnych znajdzie się tu wiele pięknych budynków, jest nawet Dom Ojca Mateusza! No i Brama Dominikańska.
Z rynku ruszyliśmy w stronę miejsca, do którego nigdy nie udało mi się dotrzeć. Wiedziałam, że jest, ale zawsze coś stawało mi na drodze. Wąwóz Królowej Jadwigi – przyrodnicze cudeńko z błotem i stromiznami tuż przy centrum miasta. Zachwyciłam się, chociaż zamiast bujnych zielonych drzew były jeszcze suche badyle. Jak to musi wyglądać, gdy wiosna w rozkwicie! Miłoszowi też bardzo się podobało, zwłaszcza że mógł się cały uciapać i pozbierać patyki 😉
Na tym zakończyliśmy sobotnie zwiedzanie. Kiedy wracaliśmy do domu, słońce pięknie zachodziło nad Łysogórami. Następnego dnia byliśmy umówieni w Centrum Geoedukacji. Nigdy dotąd tam z małym nie dotarliśmy! Na trasie mieliśmy jeszcze Kadzielnię, więc zatrzymałam się na parkingu, żeby dziewczyny mogły zobaczyć, jak niesamowicie się prezentuje. Liczyłam na to, że uda nam się wejść do znajdujących się tam jaskiń, ale niestety trwa przerwa zimowa – będą znów otwarte dla turystów dopiero od 1 kwietnia. Mamy z Miłoszem pecha, próbujemy je zobaczyć od kilku miesięcy i zawsze, kiedy jesteśmy w pobliżu są zamknięte. Ale w sumie dzięki temu apetyt mamy już wyostrzony 😉
Czas na Centrum Geoedukacji. Miejsce położone w moim ukochanym rezerwacie Wietrznia. Wejście, niezależnie od wieku, jest darmowe. Już na samym początku dowiadujemy się, że „świętokrzyskie dewonem stoi” – znajduje się tu całe mnóstwo geologicznych pozostałości z tego okresu. Ale nie tylko – w moim województwie występują minerały i skamieniałości też z innych er. Przewodnik mówi, żebyśmy wyobrazili sobie, że właśnie znajdujemy się w ciepłych wodach morza, które kiedyś się tu znajdowało. Wkraczamy do środka! A tam tablice multimedialne, kolorowe grafiki i akwaria z prehistoryczną fauną i florą. Widzieliśmy już podobne stwory w prehistorycznym Oceanarium 3D w Bałtowie.
W końcu dochodzimy do największej atrakcji Centrum Geoedukacji: kapsuły 5D, która zabierze nas do wnętrza Ziemi 🙂 Ekscytacja małych i dużych wielka. Zakładamy okulary, siadamy wygodnie i… ruszamy! Efekty niesamowite, na początku sporo śmiechu, ale potem Asi rzednie mina. Miłosz trzyma się dzielnie, chociaż prehistoryczny rekin, który przepływa tuż przed naszymi oczami wywołuje w nim niepokój. Wrażenia z Centrum bardzo pozytywne. Szkoda, że mały nie dał mi czasu, żebym na spokojnie przeczytała informacje zawarte na tablicach. Wybierzemy się na pewno jeszcze raz, kiedy będzie cieplej. Zwłaszcza że na dachu budynku znajduje się taras widokowy, a wokół terenu rozmieszczone są ławeczki i mini plac zabaw.
Mamy jeszcze chwilę, zanim Kasia i Asia ruszą do domu, więc postanawiam wybrać jeszcze jedno miejsce, w którym nigdy nie byłam. Pokazuję dziewczynom kielecki rynek, ulicę Sienkiewicza, czyli deptak i wchodzimy do miejsca kultowego, trącącego komuną, dla mnie zupełnie obcego – kawiarni Cztery Pory Roku. Słyszałam wiele zachwytów nad tutejszymi deserami, więc zabieramy się do testów. Asia i Kasia biorą ciasta owocowe, my z Miłoszem decydujemy się na torcik bezowy i kajmak. Dziewczyny bardzo zadowolone, a ja trochę żałuję, że nie wybrałam jakichś lżejszych wariantów. Wypieki są tradycyjne, prawdziwe, więc i ze sporą dawką tłuszczu i cukru. No ale zdecydowanie smakowite i warte uwagi 🙂
Nadszedł czas pożegnania. Dziewczyny ruszają w stronę Sosnowca, a my wahamy się, czy nie zrobić jeszcze jednego kursu – do sosny na szczudłach, o której powiedziała nam Kasia. Mamy do niej jakieś 60 km. Jesteśmy już trochę zmęczeni, więc wspólnie decydujemy, że jednak dom, obiad, może jakaś wspólna bajka pod kocykiem. Nie mijają nawet dwie godziny, a nad ziemią świętokrzyską pojawia się piękne słońce, robi się ciepło i… ja znów czuję zew. Pytam młodzieńca, czy już odpoczął. „Tak”. „A chcesz jechać na wycieczkę?”. „No dobra” 😀 Typowy facet. No więc ruszamy na Busko-Zdrój, w piękne wiosenne popołudnie. Wokół lasy, pola i pagórki. Pięknie! Sosna na szczudłach znajduje się w drodze z Buska na Pińczów, dosłownie kilka kilometrów za Buskiem. A sosna… rety! Po prostu przeczy prawom fizyki. Miłosz był wstrząśnięty, ja też. Drzewo znajduje się na skraju lasu. Ma prawie sto lat, a swój wyjątkowy wygląd zawdzięcza działalności człowieka – ludzie wybierali w tym miejscu piasek i odsłonili przy tym jej korzenie. A ona postanowiła rosnąć dalej, mimo wszystko. Wiem, że to Dąb Bartek jest u nas królewskim drzewem, ale sosna wywołała we mnie wręcz matczyne uczucia. Jeśli jesteście w okolicy – tam trzeba zboczyć!
Na tym zakończyliśmy eksplorację na ten weekend, ale szykując wpis doszłam do wniosku, że dorzucę tu jeszcze kilka takich darmowych ciekawostek z województwa, na które trafiłam mniej lub bardziej przypadkiem. Na przykład ruiny zamku w Bodzentynie, na które natknęliśmy się z kolegą Rafałem jadąc na Łysicę:
Albo ruiny synagogi w Nowym Korczynie, którą wypatrzyłyśmy razem z moją przyjaciółką Iwoną, kiedy wracałyśmy z Nowego Sącza:
Jest i Perzowa Góra – niziutka, z drewnianymi schodami, która ułatwiają wspinaczkę nawet małym dzieciom. Na szczycie znajduje się skalisty rezerwat przyrody, w którego wnętrzu mieści się Kaplica św. Rozalii. Udało nam się tam dotrzeć z kolegą Czarkiem:
I jeszcze wspomniana już Kadzielnia, tyle że wieczorem 🙂
Oprócz Kadzielni i Wietrzni w Kielcach znajdują się jeszcze dwa rezerwaty przyrody: Biesak-Białogon i Ślichowice. Postaram się uzupełnić ten wpis o zdjęcia. Na pewno zapomniałam teraz o przynajmniej kilku innych fajnych miejscach. Będę dodawać. Przybywajcie w świętokrzyskie, bo jest u nas co oglądać! 🙂
EDIT: W zeszłym tygodniu odwiozłam Miłosza do przedszkola i ruszyłam na Biesak-Białogon. W przeciwieństwie do pozostałych rezerwatów w Kielcach, ten jest dość dobrze ukryty przed światem. Musiałam przejść cztery kilometry przez las i do samego końca nie byłam pewna, czy jestem na dobrej trasie. Ale warto było! Jeziorko ukryte w środku lasu i otoczone pagórkami. Przy brzegu kumkają żaby, woda jest przejrzysta, na trasie mijam dwie sójki, które nic sobie nie robią z obecności człowieka. Słońce prześwieca przez drzewa i oświetla wodę… Bardzo sielsko, bardzo intymnie. Polecam zapuścić się w las na Biesaku.
EDIT 2: W komentarzach pod tym wpisem wyczytałam, że zwiedzając Sandomierz zapomniałam o Górach Pieprzowych. Faktycznie! Kolejna darmowa atrakcja, której do tej pory nie zaliczyłam. No więc zebrałam ekipę (przyjaciółka Iwona, jej przyszły mąż Tomek i mój kolega Czarek) i ruszyliśmy do Sandomierza.
Przy okazji udało mi się zaliczyć jeszcze dwie sandomierskie atrakcje, płatne: panoramę z Bramy Opatowskiej i pierogi na Sokolnickiego. Czaiłam się na nie od lat i zawsze były zamknięte. Ser i cząber – genialne!
Kiedy szłyśmy z Iwoną na bulwar, żeby podreprać wzdłuż Wisły trafił nam się miły widok – cały sznur motocyklistów właśnie wjeżdżał nad Wisłę, żeby spalić i utopić Marzannę. Kukłę na brzeg zaniósł chłopiec w wieku Miłosza. A przyjechał na miejsce w przyczepce doczepionej do jednego z motocykli. Uroczy to był widok 🙂 Że już nie wspomnę o mojej silnej potrzebie, żeby wyprosić u któregoś z motocyklistów rundkę po Sandomierzu. Tak jak we Lwowie. Niestety nie odnotowałam żadnego z dodatkowym kaskiem 😉
I na deser jeszcze on, znaleziony pod Domem Jana Długosza. Wartburg! 🙂
Weekend był cudowny i potwierdzam, że świętokrzyskie jest cudowne! Dziękujemy za wspólnie spędzony czas!
Zapraszamy Was jak najczęściej! Na pewno wynajdziesz jeszcze jakieś miejsca, o których nie miałam pojęcia 😀
Kolejny fajny artykuł. Szczególnie zaintrygowała mnie sosna, o której istnieniu nie wiedziałem. Postaram się zobaczyć ją w drodze do Katowic. Sandomierz, Ujazd – super miejsca. Pozdrawiam.
Dziękuję i witam ponownie 🙂 Sosna robi niesamowite wrażenie. Zdecydowanie warto nadrobić trochę kilometrów, żeby ją zobaczyć. Jest po prostu wyjątkowa 🙂
Wkradł się błąd. W Sandomierzu brama jest dominikańska, zwana „uchem igielnym”.
Faktycznie! Dziękuję, poprawiam i pozdrawiam 🙂
furta jest dominikańska zwana uchem igielnym
brama jest zdecydowanie opatowska
Piękny jest Sandomierz. Te kawiarnie ,uliczki mozna porownac do Wloskich miast.
polecam kazdemu zeby tam pojechac bo Kazimierz sie chowa przy Sandomierzu,
w maju cudnie kwitna drzewa , wiosna jest poprostu super tam. pozdr
Mam dokładnie takie same odczucia! W zeszłym roku ruszyłam z przyjaciółką do Kazimierza, żeby zobaczyć, dlaczego wszyscy go tak uwielbiają i w ogóle nie zrobił na nas wrażenia. Ot, miasteczko. Za dużo się napatrzyłyśmy na Sandomierz, żeby Kazimierz miał nas czym zauroczyć. Chociaż ciasta w kawiarniach mają tam doskonałe 😉
Witaj, miło Cię spotkać ponownie :)))
Zachęcasz i kusisz, czyta się jednym tchem. Zupełnie nieznane mi miejsca, ale już zaznaczone do „nawiedzenia”.
Pozdrawiam z uśmiechem :)))
Hej hej! Cieszę się, że znów tu jesteś 🙂 Pamiętaj, że mogę Wam zorganizować zwiedzanie z przewodnikiem (moja skromna osoba) i noclegiem. Przybywajcie, jest tu znacznie więcej ciekawych rzeczy do zobaczenia 🙂
Byłem w zeszlym roku na dlugi weekend w Sandomierzu. Nie można się nudzić a i tak jeszcze nie zwiedzilismy wszystkiego. Jest pięknie. Na bazę wypadową polecam Hotel Rezydencja Staromiejska – blisko do Centrum, basen.
A skąd przybywasz? Sandomierz zdecydowanie jest perełką, o której turyści z innych stron Polski zapominają, wybierając Kazimierz. Moim zdaniem błąd. Zwłaszcza że tutaj nie potykamy się o innych zwiedzających 🙂
Jako Lokals jestem dumny z tego wpisu – Sandomierz to całe moje życie 🙂 – Następnym razem będąc w Sandomierzu zapraszam w Góry Pieprzowe 15 minut spacerkiem ze starego miasta – przewspaniałe i urokliwe miejsce dla miłośników natury. Skały przypominające wyglądem pieprz, największe zbiorowisko dzikiej róży – kilkudziesięciu gatunków, zminiaturyzowane drzewa i krzewy – bajkowe miejsce.
Ps dzieci tez maja się gdzie wybrudzić 😉 – pełnia szczęścia
Kielce pozdrawiają San Domingo! 😉 Dobrze mi się kojarzy, że w Górach Pieprzowych jest coś związanego z pająkami? Chciałam tam dotrzeć od kilku lat i zawsze brakuje czasu. Ale chyba zostałam skuszona i pojadę w niedzielę 😀 Dziękuję!
Jeszcze Rywiany – Klasztor pokamedulski, Szydłów – ruiny zamku, miasto za murem, Kurozwęki – pałac i stadnina bizonów
Do Rytwian jeszcze nie dotarłam, a Szydłów widziałam tylko pobieżnie, robiąc króciutki postój na trasie (miałam w samochodzie śpiące dzieci i koleżankę, która została na posterunku). Urzekł mnie bardzo, ale wolę go zwiedzić porządnie, żeby móc o nim napisać. A Kurozwęki są płatne, pisałam o nich tutaj: http://pelnymi-garsciami.blog.pl/2017/02/14/swietokrzyskie-atrakcje-dla-dzieci/
Hej! Jak będę znów kiedyś w Polsce, to dzięki Tobie zahaczę z całą pewnością o sosnę 🙂 Pochodzę ze świętokrzyskiego (tzn moi rodzice) i we wszystkich wymienionych miejscach już byłem. Sosna jednak umknęła mojej uwadze. Planujemy (może w przyszłe wakacje) przyjazd z kilkoma rodzinami na zwiedzanie Polski, to może i spotkamy się na świętokrzyskim szlaku? Pozdrawiam.
Hej hej! A gdzie jesteś teraz? Może zainspirujesz mnie do podróży w Twoje strony 😀 To tylko skromny wycinek atrakcji świętokrzyskiego, ale będę uzupełniać. Sosnę polecam bardzo gorąco! Pozdrawiam 🙂
Witam. Mieszkam w Hiszpanii. Jeżeli kiedyś bogowie podróży i korzystne wiatry zaprowadzą Cię w te strony, to jest co zwiedzać 🙂 W razie czego pisz na maila. Pozdrawiam!
Hiszpania to w ogóle nie mój klimat (dosłownie), ale wszystko jest możliwe. Na pewno będę się wtedy powoływać na tę deklarację i wypytam o wszystko 😀
Zgadzam się święto krzyskie jest cudne ,a sosny o takim wyglądzie nazywa się sosnami kroczącymi .Zapraszam do mojego Kluczewska są do obejrzenia 3
O kurczę, i one też są chronione jako pomniki przyrody? Człowiek co i rusz dowiaduje się nowych rzeczy. Agnieszka, napisz mi proszę, co jeszcze polecasz w powiecie włoszczowskim, bo jest mi zupełnie obcy 🙂
Prosze o mozliwie jak najwiecej informacji odnosnie miejsc do zwiedzania w swietokrzyskiem . Chyba miejscowi beda mieli najwiecej do powiedzenia
Z przyjemnością 🙂 Jakiego rodzaju to mają być atrakcje? Muzea, obiekty sakralne, rezerwaty, pomniki przyrody, pomniki historyczne? O najfajniejszych atrakcjach dla dzieci pisałam tutaj: http://pelnymi-garsciami.blog.pl/2017/02/14/swietokrzyskie-atrakcje-dla-dzieci/ ale to wcale nie wyczerpuje tematu.
Piedzy Pinczowem,a Kazimierza Wielka jest wies Sancygniow ze starym ,pieknym palacem.Polecam.
Poszukam, dziękuję! 🙂
Kiedys pod koniec lat 70-tych ub. wieku prowadzilem oboz wedrowny z Konskich do Ostrowca wzdluz rzeki Kamienna. Zwiedzalismy muzea przemyslu pracowitej w owczesnym czasie rzeki Kamienna, cudowna trasa piekne zabytki i wspaniali mieszkancy.
Ciekawi mnie czy obecnie doznall bym takich samych wrazen.
Okolice wzdłuż Kamiennej dalej mają swój urok. Zapraszam na rekonesans!
bo u nas jest poprostu pieknie. uwazam ze kazdy zakatek ma cos urokliwego tylko trzeba chciec cos dostrzec. obrazliwe sa podzialy na sciane wschodnia badz zachodnia. srodek ciezkosci zmienia sie z wieku na wiek. kiedys kieleckie to byly obrzeza zachodniej Polski, potem centrum a teraz sciana wschodnia haha- kto to wymysla??? wojewodztwo znajduje po zachodniej stronie Wisly!!! to co mozna powiedziec o Pradze w Warszawie haha? nie dajmy sie zwariowac gryzipiorkom tylko kochajmy i doceniajmy cala nasza ojczyze bez wzgledu czy to morze, jeziora, gory czy niziny. Pozdrawiam
Zgadzam się całkowicie. Wszędzie jest piękno, tylko trzeba umieć je zobaczyć 🙂
A Swięta Katrzyna, tam klasztor żeński i wejście do Puszczy Jodłowej – płatne- choc piewca tej Ziemi,Stefan Zeromski- pisze w zakończeniu swego poematu pt „Puszcza Jodłowa, że: ” Puszcza jest niczyja, nie moja, ani twoja, ani nasza, jeno boża, święta!
Ale warto. Zanim dojdziemy na Święty Krzyż, zobaczymy rumowiska skalne – Gołoborza.
Dotrzemy do klasztoru Oblatów, stamtąd wspaniały widok na Gory Świętokrzyskie.
Zejść można z drugiej strony w kierunku Nowej Słupi. Warto zatrzymać się w restauracji Świętokrzyski Dwór – smaczna regionalna kuchnia, miejsce niezwykle urokliwe, przemiła obsługa. Nowa Słupia to duża baza noclegowa, gościnni ludzie.
Zimą na natry do Krajna k/ Sw. Katarzyny. Dobrze utrzymany stok, oświetlony, z wypożyczalnią sprzętu. blisko z Warszawy I nie trzeba stać w korkach na „Zakopiance”.
Swiętokrzyskie to wspomiane miejsca Żeromskiego (Ciekoty, Kielce), Henryka Sienkiewicza (Oblęgorek z dworkiem – museum, darem od Polaków), Reja (Nagłowice), Jędrzejów (muzuem zegarow), latem zalew w Sielpi k/ Końskich, Sanktuarium Maryjne w Skarżysku-Kam wierna kopia Wileńskiej Ostrej Bramy w Wilnie, Muzeum Orła Białego z militariami z II wojny światowej, także zalew, a wokół lasy bogate w grzyby, jagody, maliny
Wszystko się zgadza, dziękuję za uzupełnienie 🙂
Będąc w Bałtowie warto odwiedzić Krzemionki Opatowskie, znajduje się tam Rezerwat archeologiczny z neolitycznymi kopalniami krzemienia z przed 4 tys. lat.
Śmiłów koło Ożarowa – znajduje się tam odrestaurowany dwór, ongiś należący do Baczyńskich w obecnej chwili urządzono w nim Muzeum wnętrz.
Jadąc do Śmiłowa przejeżdżamy przez Przybysławice gdzie na cmentarzu Parafialnym znajdują się groby rodziny Witolda Gombrowicza.
Krzemionki mamy w planie w tym roku. Za pozostałe ciekawostki serdecznie dziękuję, zobaczę. Pozdrawiam 🙂