Trochę przewrotny tytuł, bo nie do końca o to chodzi, ale akurat ta wyprawa wpisuje się idealnie. Jestem człowiekiem, który lubi błoto, brudne samochody (mój też za czysty nie jest, oczywiście nie z lenistwa – po prostu tak wygląda ładniej 😉 ) i robienie nie zawsze mądrych rzeczy. Nic dziwnego, że off road chodził mi po głowie od lat. Tylko jakoś nigdy nie miałam okazji sprawdzić, jak to jest.
W wakacje udało mi się poprowadzić monster trucka, ale to dalej nie była ta błotna klasyka, o której marzyłam. Poza tym było wtedy sucho i słonecznie, więc ani bestia ani ja nie mieliśmy okazji się ubrudzić. Zero radości. Ale w końcu przyszedł ten dzień, kiedy zadziałało prawo przyciągania (czy tam przypadek, jak kto uważa ;)) i okazało się, że off road naprawdę jest w moim zasięgu. I to nie byle czym, tylko Pajero (prawie tak pięknym jak mój wymarzony Patrol)! Pogoda na przełomie grudnia i stycznia nie pozwalała na taplanie się w błocie, ale ciężko było nie skorzystać z okazji do tego, że spełnić marzenie.
Jakieś 0 stopni, kilkanaście centymetrów powoli roztapiającego się śniegu, mżawka, gęsta mgła – w takich warunkach wyruszyliśmy na objazd po bezdrożach. Gmina Zagnańsk znajduje się kilkanaście kilometrów od Kielc i znana jest w zasadzie tylko z najstarszego w Polsce drzewa – Dębu Bartka. Ja też, przyznaję od razu, nie wiedziałam, że jest tam coś jeszcze. A tu takie niespodzianki!
Podróż rozpoczęliśmy od Sosnowicy – góry, która znajduje się w Koronie Gór Świętokrzyskich. Niestety, przez jej szczyt przebiega trasa Kielce – Zagnańsk, więc „wspinanie się” polegało tylko na zeskoczeniu z Pajero. Po drugiej stronie drogi znajduje się z kolei kamieniołom, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. Ze względu na mgłę widoczność była praktycznie zerowa, więc nadal nie wiem, jak wygląda. Ale przynajmniej już będę potrafiła go znaleźć następnym razem.
Z Sosnowicy skierowaliśmy się w stronę rezerwatu przyrody Zachełmie. I tu spotkała mnie pierwsza niespodzianka, bo to naprawdę kawał fajnej miejscówki! Na terenie starego kamieniołomu znaleziono najstarsze na świecie ślady tetrapoda. My znajdowaliśmy się na dole, pod prawie pionowymi skałami góry Chełm (jak to w świętokrzyskim nie imponującej swoją wysokością – 399 m n.p.m.).
Kamieniołomy są wpisane w krajobraz województwa (w samych Kielcach jest ich cztery), ale każdy robi na mnie wrażenie. Zachełmie wygląda wspaniale w tej mgle i śniegu, z częściowo zamarzniętym jeziorkiem.
Jedziemy dalej i teraz robi się już off road pełną gębą – lód pęka, opony kręcą i rozrzucają wokół błoto, szyby pobrudzone, buja, rzuca – jest wspaniale! 😀 Kierujemy się w stronę leśnego źródełka z wodą pitną [nazwę uzupełnię, bo zapomniałam]. W samym środku lasu, szumiącego jak górskie potoczki. Mogłabym tam stać i słuchać, zwłaszcza że poza wodą otacza nas idealna cisza i las. Zagnańsk lasami stoi i dziś widzę to wyraźnie. Praktycznie cały czas znajdujemy się poza cywilizacją, w otoczeniu wielkich, starych drzew. Uwielbiam!
Czas na osobliwość – kamień z odciskiem stopy Jacka. W środku lasu, z kapliczką przybitą na drzewie. Kim był Jacek? Oto jest pytanie… Mieszkańcy gminy Zagnańsk bezradnie rozkładają ręce mówiąc „Nie wiem!”.
Rezerwat przyrody Kamienne Kręgi. Podobno da się wjechać na sam szczyt terenówką, ale jednak ostatnie metry pokonujemy na nogach. Na szczęście założyłam zimowe treki i zabójczy mix śniegu, błota i lodu mi nie straszny.
Na szczycie Góry Grodowej znajdowały się pogańskie kręgi, dziś zniszczone przez kamieniołom. Jest tam też kamienna kaplica.
Co prawda już dawno zgubiłam się w lasach i nie mam pojęcia, gdzie teraz jesteśmy, ale na szczęście mój przewodnik, choć na wiele pytań odpowiada „nie wiem”, ma w głowie wbudowany gps i chyba nie potrafiłby tu zabłądzić 😀 Magicznym sposobem znajdujemy się w głuszy między Zagnańskiem a Bliżynem, tak daleko od świata, że telefony tracą zasięg. Na trasie znajduje się dawno już zrównana z ziemią lecznica dla zwierząt (zostały fundamenty i podpiwniczenie) oraz opuszczony budynek, którego przeznaczenia nie znamy.
Jeszcze kilka(naście? Kompletnie tracę tu orientację) kilometrów i trafiamy do przeciwpożarowego stanowiska czerpania wody, czyli wypełnionego wodą głębokiego dołu, w którym lata temu zniszczono pociski i broń. Podobno do dziś z ziemi wokół można wykopać łuski i inne metalowe resztki. Nad wodą ktoś postawił stół i ławeczki, w sam raz na biwak. Całkiem kusząca perspektywa…
W końcu docieramy tam, gdzie chciałam się znaleźć od trzech miesięcy (wtedy pierwszy raz usłyszałam, że to miejsce istnieje). Rezerwat przyrody Świnia Góra.
Teren, gdzie w pierwszej połowie XX wieku utworzono rezerwat ścisły, by zachować tamtejszą roślinność, w tym wiekowe dęby, cisy, modrzewie. Wiosną kwitną tu konwalie i lilie, więc efekt musi być zupełnie inny niż w tę mglistą sobotę. Dziś Świnia Góra jest mistyczna, baśniowa i niesamowicie klimatyczna. Przepiękne miejsce.
Ostatni punkt na offroadowej mapie to Piekło Dalejowskie. Rezerwat, który niby jest, niby oznakowany, tylko jakoś nie sposób tam trafić. Brodzimy po bagnach, roztopach, ślizgamy się po lodzie przez ponad kilometr, trzymając się czerwonego szlaku, ale nie udaje nam się go znaleźć. Następnym razem, następnym razem to już na pewno!
Wracamy na asfalt, jedziemy po Miłosza, tym razem w stronę Chęcin. Tutaj jakoś mniej śniegu, większe roztopy. „Może jeszcze wjedziemy tutaj do lasu?” – podpuszczam. Skręcamy nad kąpielisko Lipowica, gdzie odkrywamy ślady innych terenówek, które po chwili pojawiają się na horyzoncie. Podłączamy się pod tę ekipę, bo chyba znają jakieś fajne trasy. Oj, znają! Po chwili przejeżdżamy przez rzekę, woda sięga do maski. Jest i błoto, wąskie ścieżki, ostre zakręty – na to czekałam. No i na to, żebyśmy się jednak gdzieś zakopali, żeby mógł nas wyciągnąć jakiś ciągnik. Wtedy to bym miała zdjęcia! 😀
Kiedy podjeżdżamy po Miłosza Pajero wygląda tak, jak powinno. Mały przez szybę widzi tylko błoto. I jest tym zachwycony. Nie wytrzymałby tylu godzin jeżdżenia po lesie, więc klasyczny off road go ominął, ale o tym, że jeździł terenówką opowiada do tej pory 😀
Tyle na dziś. Jestem już spakowana na Ukrainę. Jeśli pogoda dopisze, będą też Bieszczady. Trzymajcie kciuki! 🙂