Wiecie, co to jest sbiten? Ja jeszcze tydzień temu nie miałam nawet pojęcia, że istnieje. Trafiłam na tę nazwę robiąc research do artykułu i musiałam sprawdzić, o co chodzi. Otóż sbiten to pity od wieków w Rosji i na Ukrainie rozgrzewający napój na bazie miodu, wody i przypraw korzennych. Coś jak grog, tylko bez procentów. Lubię poznawać tradycyjne smaki, więc od razu zapisałam sobie w kalendarzu, że w weekend testujemy z Miłoszem sbiten.
W piątek odezwała się do mnie koleżanka mówiąc, że pod Kielcami organizowany jest kulig dla dzieci. Ja nigdy nie byłam, Miłosz (chyba) też nie. Jedziemy! I jak to zwykle w moim życiu bywa, wszystko do siebie pasuje. Rano odpalamy sobie film przyrodniczy o biegunie południowym, popijamy gorący i rozlewający się wspaniałym ciepłem pod skórą sbiten, a potem okutani najlepiej, jak się dało jedziemy na kulig. Na miejscu konie, dzieci, ognisko. Każdy może upiec sobie kiełbasę na kijku. Ja jestem wegetarianką, więc ten temat kompletnie mnie nie kręci, ale poprosiłam Lucynę, żeby wzięła porcję też dla Miłosza. Kiełbasa upieczona i zjedzona, Romek z Miłoszem ganiają po śniegu. Za chwilę nasza kolej, żeby przejechać się saniami. Wsiadamy i… wio! 😉 Naprawdę fajne przeżycie, chociaż zimno niemiłosiernie. Pomimo grubego koca (dzięki, Lucyna! 🙂 ). Jeszcze chwilę pogrzaliśmy się przy ognisku i trzeba było uciekać do ciepła. Zima jest piękna, ale jakoś nie umiem się do niej odpowiednio przygotowywać. Zawsze szybko wytracam ciepło, nawet jeśli ubiorę się grubo. I mam poczucie, że mały mi przemarza, pomimo kombinezonu i buzi wysmarowanej kremem. Macie na to jakieś sposoby? A może Wy też wytrzymujecie tylko te 2 -3 godziny i to jest całkiem normalne?
Po kuligu jeszcze pyszne pierogi na Wspólnej w Kielcach. Jest tam kącik zabaw, więc panowie są w swoim świecie, a my z Lucyną możemy zjeść i napić się czegoś ciepłego. Po przyjściu do domu sprawdzam telefon, a tam wiadomość na Couchsurfingu. Trzy tyrolki chcą u mnie nocować. A to oznacza, że trzeba będzie im coś w naszych okolicach pokazać. Czyli ruszamy w PODRÓŻ! Pierwszą w tym roku. I już czuję, że znów chwytam życie pełnymi garściami!
Zdjęcia z kuligu są tak dramatycznie złe, że udaję, że ich nie ma 😉