Lubisz Polskę? Powiedz, za co!

Rzadko biorę udział w masowych akcjach, ale ta wyjątkowo mi się spodobała. Chodzi o to, by z okazji Dnia Niepodległości pokazać (na zdjęciu lub krótkim filmie), za co kochamy nasz kraj. Treści polityczne odpadają. Trzeba przegrzebać pamięć i dysk w poszukiwaniu tego, co sprawia, że hashtag #likePolska piszemy z dumą. No to grzebię. Jeśli nie jest to mój pierwszy wpis, który czytacie, to wiecie, że naprawdę lubię Polskę. Zwiedzam ją cały czas, prawie co weekend i wcale mi się nie nudzi. Szukam pomników przyrody, dziczy, parków krajobrazowych, zwierząt, tajemniczych miejsc, ciekawych kadrów (które zapisuję sobie głównie okiem, bo zdjęć to ja robić nie umiem), regionalnych potraw, słów, wierzeń, anegdot, restauracji…

Podczas podróży po Polsce zachwycam się wszystkim. Jestem jak dziecko, które ekscytuje się kolorowym kamykiem, odkryciem ciasta, którego nie ma w innych częściach naszego kraju (taki na przykład pleśniak w Łęczycy), osobliwościami jak drugie największe rondo na świecie w Krynkach. Ciężko jest w moich zasobach znaleźć zdjęcia, którymi faktycznie mogłabym Wam pokazać, że Polska zapiera dech, ale będę się posiłkować słowem – to wychodzi mi lepiej. Choć to pewnie najbardziej oklepany wybór, nie mogę inaczej. Tatry. Tatry, Tatry, Tatry! Wiem, że turyści, jarmark i komercja, ale wymażcie to wszystko z obrazka i dostajecie coś, co nieustannie mnie wzrusza. Muszę znaleźć się w okolicy kilka razy w roku. Samo spojrzenie na Tatry doładowuje moje życiowe baterie. Inne polskie góry też są piękne i chętnie po nich chodzę, ale gdybym miała wybierać tylko jedne, które będę mogła oglądać do końca swoich dni, nie miałabym wątpliwości. Najbardziej majestatyczne, surowe, tylko one.

I stąd prosta droga do polskiej przyrody. Majowych żółtych pól rzepaku, sierpniowych czerwono-niebieskich łąk usianych makami i chabrami, pachnących grzybami lasów, polanek ukrytych za gęsto rosnącymi drzewami. Wszędzie, gdzie zdarzy mi się znaleźć szukam miejsc, w których rządzi przyroda. Uciekam od miast i turystów zadeptujących szlaki, Miłosz woli chodzić po chaszczach niż bawić się w parkach rozrywki (ta duma, kiedy po zdobyciu Nosalu jechaliśmy do Rabkolandu, a on stwierdził, że wolałby iść w góry!). Dziczy jest w Polsce jeszcze naprawdę sporo. Są też rezerwaty przyrody, obszary chronione, parki narodowe. Zdarza mi się jechać gdzieś tylko dla przyrody. Albo na trasie zboczyć z drogi, bo zobaczę tabliczkę informującą, że gdzieś tam znajduje się rezerwat.

Mam pisać dalej? Polskie osobliwości. Koło Buska-Zdrój (świętokrzyskie) jest Sosna na Szczudłach. W Kielcach Kadzielnia i rezerwat Ślichowice z niemal pionowymi skałami, Wąwóz Królowej Jadwigi w Sandomierzu. Takich dziwów jest w naszym kraju mnóstwo, a o większości z nich nie słyszymy. Ja najlepiej rozgryzłam w tej materii moje województwo i chętnie dowiem się od Was, czego szukać w innych regionach!

A taka Jura Krakowsko-Częstochowska? Coś pięknego! Już pomijając Szlak Orlich Gniazd, który zarówno wizualnie, jak i historycznie jest naprawdę ciekawym miejscem, spójrzcie na te skałki! Wyglądają egzotycznie, świetnie nadają się do wspinaczki (trenowali na nich nasi najlepsi himalaiści), a są na wyciągnięcie ręki (przynajmniej dla mieszkańców pobliskich województw).

Są i jeziora. Nie zakochałam się jeszcze w Mazurach, co nie znaczy, że jezior nie lubię. A i owszem. Mam je też tam, gdzie jest górzyście. Jedno z moich najukochańszych mokrych miejsc, pewnie przez sentyment, to Gródek nad Dunajcem. Ale Biebrzański Park Narodowy czy Wisła płynąca pod Górami Pieprzowymi w Sandomierzu też są przepiękne.

Zwierzęta. Mamy żubry, łosie, rysie, wilki, niedźwiedzie, różnorodne ptactwo. Dzięki sokolnikom udało się odbudować populację sokołów wędrownych, które w naszym kraju żyły już tylko w wolierach. Trzy lata temu zaczęłam na ptaki zwracać większą uwagę za sprawą sójki – jechałam samochodem, kiedy nagle przeleciało koło mnie duże, kolorowe ptaszysko. Papuga? Co to było? Pogrzebałam i poznałam imię stwora, którego teraz spotykam regularnie. Później zaprzyjaźniłam się z kopciuszkami, pliszkami, drozdami, wroną siwą. Spotkałam pierwsze sowy, dzięcioły i myszołowy żyjące w lesie. Dzikie zwierzęta żyją w Polsce tuż obok i jeśli szanujemy ich spokój, bez wstydu się nam pokażą.

Mogłabym tak w nieskończoność, właściwie dopiero się rozkręcam… Ale komu chciałoby się to czytać? Uwielbiam nasze cztery pory roku i współczuję mieszkańcom krajów, gdzie którejś z nich brakuje. Wiosna – przebudzenie, wzrost, bazie i kwitnące jabłonie. Lato – pełen rozkwit, soczyste kolory i zapach truskawek. Jesień – złota polska, gdy las i górski szlak wyglądają najbardziej zniewalająco. Zima. Och, zima. Czy jest ktoś, kto nie wspomina ze wzruszeniem szlaczków, jakie mróz malował na starych oknach?


Folklor. Parzenice, wzory z Łowicza, legendy o diabłach, którym wypadły głazy tworząc świętokrzyskie gołoborza, pogańskie ślady na Ślęży, Boruta w Łęczycy. Południce, utopce, strzygi, wąpierze. Mamy piękne ludowe tradycje, pieśni, tańce, obrzędy (Noc Kupały, Marzanna!), rzemiosło (rzeźby na przykład). Uciekamy w egzotykę, a nasze jest piękne. Zapomniane, a wspaniałe. Odwiedźcie choćby Zalipie – malowaną wioskę. Albo Krainę Otwartych Okiennic na Podlasiu. A dziecku na dobranoc przeczytajcie o Panu Twardowskim, Bazyliszku albo Smoku Wawelskim – ja to robię, bo jestem z tego wszystkiego po prostu dumna.

Na koniec zostawiam jedzenie. Oscypek, bundz, bryndza, kwaśnica, cebularz, piróg biłgorajski, krakowski obwarzanek, rogal świętomarciński – te wszystkie unikalne produkty, których spróbować można głównie lokalnie. I mój najukochańszy temat – Wigilia w Polsce. Prawie zawsze pytam osoby z innych części kraju, jakich potraw można u nich spróbować. I tak, w Kielcach jada się zupę grzybową z łazankami (co dla mnie, przybyłej z Rzeszowa/Nowego Sącza jest abstrakcją). W Rzeszowie jest kutia, moja babcia robiła też karpia ze słodką drożdżową chałką. W Nowym Sączu obowiązkowo kapusta z grochem i łazanki ze słodkiej kapusty. U mnie w domu robi się też coś, czego nie spotkałam dotąd u nikogo innego – czerwony barszcz z uszkami wypełnionymi farszem z ziemniaków, cebuli i mnóstwa pieprzu. Polska to wspaniałe, intensywne smaki potraw obiadowych, genialne ciasta (piernik staropolski na miodzie, makowiec, drożdżówki z różą!) i ciekawe dania na szybko (PRL-owskie zapiekanki, którymi zajadają się moi obcokrajowcy). No i smaki dzieciństwa. U mnie to na przykład kromka chleba z masłem, makiem i cukrem pudrem. Kto też ją jadł? 🙂

O tym, za co można kochać Polskę mogłabym napisać książkę. Dziś już nie zdążę, więc poprzestańmy na tym. Kocham. #likePolska!

6 comments on “Lubisz Polskę? Powiedz, za co!

  1. Polska jest przepiękna…tylko to piękno trzeba dostrzeć.
    A polaczki jak małpy wolą zwiedzać świat…nie mając potrzeb i motywów…trza się pochwalić przed innymi…”było się”…totalny prytywizm…
    Spotykałem ludzi – turystów z całego świata…zauroczeni POLSKĄ…i nie mogli pojąć,jak można nie dostrzegać piękna …. polaczki wolą zwiedzać świat bez potrzeby i sensu zwiedzania …dla zasady …ma się kasę …trza zaimponować innym…powtarzam slowa – ale one mają sens…

  2. Zwiedziłem kawał kraju, etapami, podczas soboto-niedziel, urlopów, a nawet służbowych wyjazdów… Oprócz zachwytów przyrodą i geografią, fascynująca jest nasza historia! Znałem też wiele pasm polskich gór, nazw ich szczytów, wysokości… Ale życie idzie naprzód i teraz mnie odstręcza tumult w Tatrach…. Widocznie za długo żyję…., choć nadal ono mnie pociąga! A plenery jeszcze tkwią w pamięci…

    1. Ja Tatry najczęściej oglądam z Beskidów. Spokojniej, a widok nadal zachwycający. Pozdrawiam ciepło!

  3. Nad tym tematem musiałem pomyśleć.
    Bo zasadniczo to ja lubię CAŁĄ Polskę ! Polska zaczyna się za progiem mojego domu i to co jest za rogiem, już mi się podoba. Poważnie. Lubię swoje miasto, lubię okolice bliższe i dalsze. Taki najbardziej typowy lokalny patriotyzm.
    Owszem Tatry, ale z daleka. Owszem morze, ale po sezonie. Uwielbiam Bieszczady i Beskid Niski – za ciszę. Bardzo lubię Podlasie i Podkarpacie – za wschodniopolską mieszankę etniczną (u nas, na centralnym wschodzie tego jakby mniej, a może brak mi perspektywy). Lubię dolnośląską i lubuską inność poniemiecką. Warszawie nawet też kibicuję w jej pędzie ku niebu.
    Z nieoczywistości – Chełm (oczywiście), Hrubieszów, Kock, Ostrów Lubelski, dalej – Ulanów, Kolbuszowa, Lubaczów, Cieszanów, Dukla, Gorlice, Pińczów, Szydłowiec, Byczyna, Paczków, Lubomierz, Bytom Odrzański, Złocieniec, Czaplinek.
    To taka moja Polska. Polska całkiem mniejszych miast.
    Pozdrawiam
    Tomasz Kloc

    1. Mniejszych miast, szlaków i rezerwatów przyrody – to moja Polska. Do tego cały czas mnie czymś zaskakuję, ciągle trafiam w nowe, wspaniałe miejsca. Tydzień temu Ponidzie. Dosłownie 60 km od Kielc, a nigdy się nim na poważnie nie zajęłam. Cudowne. Pozdrawiam serdecznie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *