Zaczyna się zwykle już wczesnym piątkowym popołudniem. Jana Pawła staje i z lotu ptaka przypomina przegraną planszę tetrisa. Wrocław, Poznań i Warszawa przyjeżdżają w góry. Za dwa dni ten sam sznur zablokuje drogę w drugą stronę, czasem aż do ronda w Kaczorowie. „Obce” blachy (w cudzysłowie, bo ja też nie jestem przecież DJ-em) wyjeżdżają, zostaje codzienność. Jak to właściwie jest, być tam, gdzie inni jadą odpocząć?
- W sumie niedługo stuknie nam rok, odkąd dzielimy życie między Jelenią Górę a okolice Świeradowa-Zdrój
- Można więc powiedzieć, że na co dzień żyjemy tam, gdzie pół Polski ucieka na weekend
- Czy takie miejsce do życia jest OK? Czy szybko powszednieje? Ja nadal czuję się jak na wczasach
Kilka tygodni temu razem z przyjaciółką z Gór Izerskich i dziećmi wybrałyśmy się na saunę do pobliskiego hotelu. Wdałam się w pogawędkę z kobietą z przebieralni. Od słowa do słowa dowiedziała się, że nie jestem jednym z hotelowych gości, a osobą „lokalną”. „O matko! Jesteś pierwszą osobą STĄD, którą spotykam. Zawsze zastanawialiśmy się z mężem, jak to jest tu mieszkać”. No to rozwiejmy tę niepewność.
Po tych ponad siedmiu miesiącach dzielonych między Cieplicami a okolicami Świeradowa-Zdrój można powiedzieć, że żyjemy życiem lokalsów. Szkoła, praca, codzienne zakupy, lekarze – przerabiamy te tereny od strony, której weekendowi goście raczej nie mają okazji zobaczyć. I mamy też coś, czego rodowitym mieszkańcom na co dzień brakuje – uważność i zachwyt nad detalami. Mają te wszystkie widoki na co dzień od dekad, są więc dla nich czymś naturalnym. Nie dziwią ich, nie zastanawiają i nie wprawiają w zachwyt, tudzież konsternację (wyjątek stanowią wspaniali artyści z aparatami fotograficznymi – mamy tu kilku prawdziwych wirtuozów, którzy potrafią godzinami czaić się na moment, aż ta jedna samotna chmurka znajdzie się dokładnie w tym miejscu, w którym chcieli ją zobaczyć. Ale, umówmy się, „zwykli” ludzie raczej nie zaprzątają sobie głowy takimi sprawami między pracą a zakupami w Biedronce. Ja tego nie miałam w Kielcach – refleksje i zachwyty przychodziły tylko od wielkiego dzwonu).
Od pierwszego dnia w Cieplicach aż do dziś jestem na wakacjach. Co rano melduję się w pracy w gabinecie, robimy z młodym lekcje, trzeba wstawić pranie i ugotować obiad, ale… Jesteśmy w takim przepięknym kurorcie z widokiem, ze spektakularnymi wschodami i zachodami słońca, wystarczy dosłownie przejechać kilometr, żeby znaleźć się na drodze na Karpacz czy Szklarską Porębę i poczuć się turystą. Kiedy mam w pracy wolny dzień mogę, zamiast jechać kilka godzin w Beskidy i spać w bagażniku, wyskoczyć sobie w Rudawy Janowickie (20 minut), zrobić Sokolik i Krzyżną Górę, zejść i zdążę jeszcze zrobić obiad, zanim Miłosz skończy lekcje. W weekend, kiedy Karpacz i Szklarska pękają w szwach, możemy ruszyć na Pogórze Karkonoskie, z praktycznie pustymi szlakami. 1 listopada, korzystając z pięknego słońca, możemy się wdrapać na Śnieżkę, zahaczając o symboliczny cmentarz ofiar gór. Nie ma potrzeby planowania wyjazdu, szukania noclegu, tankowania do pełna. Wszystko mamy pod ręką, wystarczy tylko trochę czasu i przyzwoita pogoda. W lecie zdarzało się, że wspinaliśmy się na Chojnik czy Grzybowiec po pracy. Albo jechaliśmy zrobić którąś z okolicznych ścieżek dydaktycznych czy zwiedzaliśmy opuszczone gmachy.
Pod względem turystycznym i estetycznym mieszkanie w miejscu, gdzie inni jeżdżą na urlop jest spełnieniem moich marzeń. Nie da się lepiej. Mam górę, naturę i piękno na wyciągnięcie ręki. Tak, drogi korkują się niemiłosiernie, a na karkonoskich szlakach nie ma gdzie wcisnąć stopy, jednak tylko w sytuacji złego planowania. W góry zawsze lepiej jest iść na tygodniu, a w weekend wybrać inne atrakcje lub szczyty spoza listy „must see”. Świetnym wyborem jest np. Pogórze Kaczawskie, bardzo kameralne. Drogi też da się wybrać takie, którymi ominie się cały ten napływ „obcych” blach.
Plusem mieszkania w kurorcie jest też to, że są to miejscowości nastawione na turystów, a więc i zapewniające im coś ekstra – interaktywne muzea, parki linowe, cykliczne imprezy, no i stały dostęp do oscypków oraz gadżetów żywcem wyjętych spod Krupówek. Ba, da się tu nawet kupić magnesy z Zakopanego 😉 No i kiedy przyjeżdżają do nas goście, którzy jednak Zakopane z jego otoczką lubią, zawsze można wyskoczyć do Karpacza, żeby urlopu stało się zadość.