Odkrywanie przez nas bezpłatnych atrakcji w Jeleniej Górze i okolicach cały czas trwa, w czym pomagają nam spontaniczne spacery i podróżowanie palcem po mapie GPS. Ostatnio odkryliśmy np. cegielnię tuż obok naszej standardowej trasy spacerowej. W internecie przeczytałam też, że w pobliżu naszego mieszkania przed wojną mieścił się… Dom Wegetarian. Na razie mam dla was pierwszą garść fajnych darmowych rzeczy w okolicy. Będzie tego więcej!
- Poniżej znajdziecie subiektywną listę atrakcji dla małych i dużych
- Najważniejszym kryterium jest to, że za żadną z nich nie trzeba płacić
- Nie ma też potrzeby, żeby się przy tym procesie jakoś bardziej napocić – wszystkie są łatwo dostępne
Jeśli czytaliście moje wpisy o Nowym Sączu czy Przemyślu, to wiecie, że do małych miasteczek zabieram się z solidnym backgroundem i staram się dokopywać do prawdziwych skarbów, żeby jak najlepiej poznać okolicę. Z Jelenią ten proces jest mocno rozłożony w czasie. Pierwsze solidne zwiedzanie zarządziłam sześć lat temu, kiedy byłam tu po raz pierwszy w życiu.
Wtedy najważniejszym punktem na mojej mapie był zabytkowy park w Maciejowej, czyli starodrzew, dzika natura, a na szczycie wisienka – mauzoleum z rekwizytem, który kojarzą chyba wszyscy fani urbeksów. Dla nas ten wielki mroczny stwór miał wymiar sentymentalny, bo tak się dziwnie złożyło, że zabawny horrorek, który tu kręcono, był też pierwszym filmem, na który poszliśmy z Kacprem do kina. Mamy z tej wyprawy pamiątkowe zdjęcia i całe szczęście, bo niedługo później ktoś potworka podpalił. Był i już go nie ma. Co nie zmienia faktu, że miłośnikom przyrody nadal polecam wyprawę do starego parku.
Takich mocno przyrodnicznych i darmowych miejsc w okolicy mamy w Jeleniej na pęczki. W Kielcach byłam dumna z Kadzielni, Karczówki, Wietrzni i rezerwatu Biesak-Białogon. Tutaj na wymienienie wszystkich godnych uwagi przyrodniczych terenów w obrębie miasta potrzebowałabym chyba oddzielnego wpisu. I tak, między „właściwą” Jelenią Górą a Cieplicami mamy np. Górę Sołtysią. Stosunkowo niewielkie wzniesienie obok szkolnej bursy, które zdobywa się w kilka, może kilkanaście minut. Na szczycie znajduje się wieża, z której widok robi wrażenie nawet w sytuacji, gdy Karkonosze widzi się z okna.
Przeskakujemy na drugą stronę miasta, przy alei Jana Pawła. To z niej skręcamy w prawo na Grzybka – wybudowaną na Wzgórzu Krzywoustego wieżę widokową otoczoną starodrzewem. To miejsce szczególnie upodobały sobie dzięcioły – duże, zielone i stosunkowo rzadkie czarne. Te ostatnie mają nawet dziuplę tuż przy ścieżce. Widok z Grzybka, znów, robi wrażenie. Po zejściu można kontynuować spacer. Idąc przez ok. 40 minut wzdłuż Bobru, miniemy stary most kolejowy, przyjemne dla oka formacje skalne, a w końcu naszym oczom ukaże się prawdziwe cudeńko, czyli Perła Zachodu – urokliwe drewniane schronisko górujące nad zbiornikiem wodnym, który można przekroczyć po starej i mocno skrzypiącej metalowej kładce. Zwłaszcza w słoneczny dzień Perła Zachodu zachwyca, jakby była kadrem żywcem wyjętym z jakiejś szwajcarskiej pocztówki. No i dodatkowy bonus: w lokalu można zjeść, na dodatek całkiem tanio i dobrze. My zabieramy tu wszystkich gości z dalekich stron.
Z Perły Zachodu nie jest już wcale daleko do największej w Polsce zapory – Pilchowickiej. Już samo przejście po konstrukcji to szlagier w kajecie turystów odwiedzających Jelenią Górę, ale ja dodałabym coś od siebie: na drugim brzegu znajdziecie opuszczony, zrujnowany i otwarty PRL-owski hotel.
Z kolei po drugiej stronie, tuż przy drodze, jest bunkier i stary tunel kolejowy. Mało? No to koniecznie przyjrzyjcie się też stacji kolei (wiecie, że na Dolnym Śląsku można sobie takie kupować?) i oczywiście słynnemu mostowi. To właśnie ten, który nie wystąpił w Mission Impossible!
I znów przenosimy się na kolejny koniec miasta, tym razem w okolice ulicy Sudeckiej. Odnajdujemy Wzgórze Kościuszki, czyli kolejny piękny stary park nasadzony na wzniesieniu. Z całą masą alejek i szlaków, ścieżką edukacyjną, tabunami żyjących w koronach drzew ptaków (oprócz tych pospolitych wymienionych na tablicy informacyjnej spotkacie tu m.in. kowaliki i wrony siwe). Piękne miejsce, żeby posiedzieć sobie wśród przyrody, ale nie tylko. Na szczycie wzgórza można stanąć oko w oko z makabrycznym echem historii, czyli szubienicą. Co prawda samej konstrukcji już tu nie ma, ale jest kamień i tablica informacyjna, z której wynika, że wcale nie tak dawno temu odkryto tu masowy grób, do którego trafiali wieszani i ścinani w tym miejscu przestępcy.
To może jednak coś nieco mniej upiornego? No pewnie. Fajnym urozmaiceniem pobytu w Jeleniej Górze może być tropienie, a jakże, jelonków. Tak jak Wrocław na swoje krasnale, tak i my mamy figurki, które można pogłaskać i zrobić sobie z nimi zdjęcie. Szlak jelonków stale się powiększa (w ostatnich miesiącach przybyły trzy kolejne). Jeden stanął właśnie na placu Ratuszowym, gdzie czekają na was kolejne darmowe i wesołe atrakcje – zabytkowy tramwaj, no i prawdziwy smaczek – kultowy kamień z Jeleniej Góry, który kojarzyć mogą wszyscy fani twórczości Stanisława Barei.
Darmowe i bardzo przyjemne jest też po prostu przyglądanie się jeleniogórskiej architekturze, bo większość budynków użytku publicznego i prywatnego to nadal stylowe zabytki, kompletnie różne od budynków, które zobaczyć można w centralnej czy wschodniej Polsce (cóż, w końcu gdy powstawały, nie były wcale polskie…). My mamy z tego podziwiania architektury mnóstwo radości, zwłaszcza gdy zboczymy z głównych ulic. Najprawdziwsze perełki czają się w tych małych jednokierunkowych zaułkach. Nic, tylko patrzeć i podziwiać.
Przenieśmy się teraz do naszych Cieplic, bo tu też jest co robić przy ładnej pogodzie. I to bez sięgania do portfela. Na początek plac Piastowski, czyli cieplicki deptak, z Pałacem Schaffgotchów (dziś mieści się tu filia Politechniki Wrocławskiej) i przepięknym budynkiem poczty (zwróćcie uwagę, że właściwie każda pobliska miejscowość ma właśnie taką cudowną pocztę z czerwonej cegły – znajdziecie podobne w Jeleniej, Sobieszowie, Lwówku Śląskim czy Mirsku). Na placu znajduje się źródełko z darmową wodą zdrojową, do picia przez kuracjuszy i mieszkańców. Do jej nalewania potrzebne są szklane butelki – płyn ma prawie 90 st. C (jest to najgorętsza woda termalna w Polsce). Woda z Cieplic wspomaga pracę układu moczowego, ma działanie antybakteryjne i zwiększa mineralizację kości. A skoro już skupiamy się na zdrowotności, to tuż przy placu Piastowskim znajdują się tężnie solankowe ulokowane obok rzeki Kamiennej. Z ławeczkami i kojącym szumem. To takie miejsce, do którego uwielbiam przychodzić w ciepłe poranki, żeby chwilę poczytać książkę albo przeprowadzić jakąś służbową rozmowę. Czasem bywa tu tłoczno, ale zdarzają się momenty, kiedy tężnie możemy mieć tylko dla siebie.
Cieplice zdecydowanie polecam spacerowiczom. Niezbyt forsowną wyprawę bez przewyższeń rozpocząć można z placu Piastowskiego, przez Park Zdrojowy i Norweski (koniecznie zerknijcie na niedziałający Pawilon Norweski – przepiękny drewniany budynek ze smokami na dachu).
Stąd prostą drogą na wały z widokiem na panoramę Karkonoszy i pogórze z zamkiem Chojnik. Od wałów w stronę gór odchodzi wydeptana ścieżka, w którą zdecydowanie warto się zagłębić. To nasz ulubiony fragment tego spaceru – na trasie czeka was cisza, spokój, przyroda, drewniane mostki nad Wrzosówką, ławeczka pośrodku niczego, dębowa aleja, a jeśli zboczycie jeszcze bardziej, to też schowane przed światem stawy, nad którymi kołują żurawie i kruki. Cała trasa tworzy zgrabną pętelkę, na końcu której znów trafiamy do Parku Norweskiego. Chyba że nadal nie mamy dość – wtedy uwieńczeniem spaceru może być Cegielnia lub (w drugą stronę) Stawy Podgórzyńskie. A jeśli już wyszliście w Podgórzynie, to pewnie zobaczycie też rondo, które zawsze mnie rozczula. To, którego strzegą dwa bociany. Jest w tym sporo sensu, bo upamiętniają one podgórzyńskie bociany, których gniazdo zobaczyć można, skręcając na Karpacz.
No właśnie, droga na Karpacz, z cudną Sosnówką (najpiękniejszy przystanek autobusowy w Polsce!) i zamkiem księcia Henryka… Jak widzicie, mogłabym tak, zamiast wpisu zmajstrować książkę o darmowych atrakcjach Jeleniej i okolic. Lepiej więc na razie skończę. Do następnego 🙂
PS Na koniec przesyłam podziękowania dla Oli i Kory, które poratowały mnie przy tym wpisie obrazami. Byłam pewna, że zamek, a już zwłaszcza Cieplice mam na milionie zdjęć. Otóż nie. I nie mam teraz jak nadrobić, bo akurat uderzył w nas niż Brygida i jest bieluteńko.